Jeden gwizd wystarczył, aby przed Candy zatrzymała się taksówka. Joy spojrzała na nią przestraszona. Halle nic sobie z tego nie robiąc stanowczym głosem kazała kierowcy włożyć do bagażnika ich walizki, a sama usadowiła się z Penelopą na tylnej kanapie.
- Panienka również? - zagadnął kierowca. Joyce skinęła głową i uśmiechnęła się niemrawo podając mężczyźnie bagaż. Ten zatrzasnął bagażnik i poklepał z niezwykłą czułością samochód. Dziewczyna zaśmiała się. - To nic zabawnego. Jeśli się go dobrze traktuje on się odwdzięczy tym samym.
- To tak, jak z moim kotem. - odparła.
- Proszę siadać. Porozmawiamy w czasie jazdy. - zachęcił kierowca i ręko wskazał przednie drzwi pasażera. Joy podążyła w tamtym kierunku. Wtem stojącemu obok chłopakowi wypadły z rak wszystkie ulotki i rozsypały się na ziemi. Brunetka schyliła się po nie.
- Trzymaj. - podała je blondynowi. Ten rzucił jej wdzięczne spojrzenie i zamarł. Zamarli oboje. - Niall?
- Joyce? Wow... - wydusił zdziwiony. Okno taksówki uchyliło się, wyjrzała z niego rozgniewana Candy.
- Koleżanko, na flirty przyjdzie jeszcze czas. Wsiadaj i jedziemy! - krzyknęła opryskliwie blondynka co spowodowało, że na twarzy Berry pojawiły się dwa różowe rumieńce.
- Przepraszam. - wyszeptała Joy, odwróciła się i otworzyła drzwi pojazdu.
- Cześć. - wymamrotał i wrócił do poprzedniego zajęcia.
Maple Street 4; Londyn
Zgrzytnął zamek torby. Jeden ruch i zamknięta. Ostatni raz sprawdził, czy ma wszystko w kieszeniach. Klucze, telefon, paszport - jest! Zrzucił torbę ze schodów wprost do przedpokoju. Jej huk wystraszył śpiącego gdzieś obok Lambiego. Kocisko miauknęło przeciągle i z dumnie podniesioną głową odmaszerowało do kuchni. Dzwonek do drzwi. Kogo to licho teraz niesie? Akurat, gdy wybiera się na tak ważną akcję! Potrząsł głową poprawiając włosy i otworzył drzwi. Zaniemówił... W przeciwieństwie do jego gościa o imieniu Louis.
- Hej. - powiedział niepewnie Tomlinson.
- Kurwa. Co to zjazd rodzinny? Kto tu jeszcze zawita, co? - warknął rozwścieczony Harry. Targały min ogromne emocje. Chciał jak najszybciej znaleźć się na lotnisku, a tu niespodziewanie odwiedza go on.
- Przepraszam. Chciałem ci tylko... - tłumaczył się Lou. W sumie mógł się spodziewać, że Styles nie przyjmie go z otwartymi ramionami i był na tę okoliczność przygotowany. Dlaczego, więc zachowuje się, jak ostatnia ofiara?
- Nie! - uciął krótko. - Powiem ci co ja chcę! Chcę siedzieć teraz w samolocie do Dublina, a najlepiej być już w Dublinie i przytargać ją do z powrotem za te włosiska do domu! - krzyknął, po czym złapał się za głowę. Nagle zaczął się mu zwierzać? W taki, czy inny sposób, ale się zwierzał.
- Joy, prawda? Jest w Dublinie? Słyszałem, że Niall tam teraz mieszka. Do niego pojechała? - dopytywał się Lou. Chciał za wszelką cenę nawiązać kontakt wzrokowy z Hazzą. Czuł, że tego chłopaka z brązową czupryną zagubionego w świecie coś gryzie i mimo iż nie rozmawiali praktycznie od roku,
może mu pomóc.
- Poleciała tam z Candy odszukać Katherine. - westchnął ciężko spuszczając głowę. Było mu wstyd, że tak zbeształ Joy przy Louis'ie. - Tak właściwie, po co przyszedłeś? - Lou nie odpowiedział, podał tylko Haryy'emu list, który wczoraj do niego trafił. Ten przeczytał go w ciszy.
- Naprawdę go napisałeś? - spytał, gdy kartka z powrotem znalazła się w kieszeni jego spodni. Styles potrząsł głową.
- Kilka tygodni temu, gdy przypadkowo spotkałem Liam'a w studiu. - wyjaśnił. Nastała cisza. Cisza tak wielka, że czasami, aż krępująca. Przerwało ją dopiero spotkanie spojrzeń obu panów. Co tu dużo mówić? Padli sobie w ramiona...
- Kochasz ją, prawda Harry? Leć po nią. Katherine nie żyje, może to była tylko wymówka? - szepnął mu Louis na ucho.
Hotel Babilon; Dublin
Joy otworzyła swoją walizkę. Przełożyła w niej kilka rzeczy, aż w końcu spod granatowego swetra wyłoniła czarny zeszyt. Zadowolona ze znaleziska uśmiechnęła się pod nosem. Uśmiech ten znikł jej z twarzy, gdy odkryła, że ktoś czarnym długopisem dopisał coś pod ostatnim wpisem. Rozpoznała to pismo. Wszystkie zawijasy i pętelki. Nie potrzebowała nawet ówczesnego spojrzenia na podpis na końcu.
H.
Między kolejnymi kartkami znalazła zdjęcie. Na odwrocie widniał napis: Pierwsze wspólne zdjęcie - napisane jej charakterem pisma. W jednym momencie uświadomiła, że jej kryjówka widocznie nie była najlepsza. Czarna dziura, a jednak je znalazł...
- Hej. - powiedział niepewnie Tomlinson.
- Kurwa. Co to zjazd rodzinny? Kto tu jeszcze zawita, co? - warknął rozwścieczony Harry. Targały min ogromne emocje. Chciał jak najszybciej znaleźć się na lotnisku, a tu niespodziewanie odwiedza go on.
- Przepraszam. Chciałem ci tylko... - tłumaczył się Lou. W sumie mógł się spodziewać, że Styles nie przyjmie go z otwartymi ramionami i był na tę okoliczność przygotowany. Dlaczego, więc zachowuje się, jak ostatnia ofiara?
- Nie! - uciął krótko. - Powiem ci co ja chcę! Chcę siedzieć teraz w samolocie do Dublina, a najlepiej być już w Dublinie i przytargać ją do z powrotem za te włosiska do domu! - krzyknął, po czym złapał się za głowę. Nagle zaczął się mu zwierzać? W taki, czy inny sposób, ale się zwierzał.
- Joy, prawda? Jest w Dublinie? Słyszałem, że Niall tam teraz mieszka. Do niego pojechała? - dopytywał się Lou. Chciał za wszelką cenę nawiązać kontakt wzrokowy z Hazzą. Czuł, że tego chłopaka z brązową czupryną zagubionego w świecie coś gryzie i mimo iż nie rozmawiali praktycznie od roku,
może mu pomóc.
- Poleciała tam z Candy odszukać Katherine. - westchnął ciężko spuszczając głowę. Było mu wstyd, że tak zbeształ Joy przy Louis'ie. - Tak właściwie, po co przyszedłeś? - Lou nie odpowiedział, podał tylko Haryy'emu list, który wczoraj do niego trafił. Ten przeczytał go w ciszy.
- Naprawdę go napisałeś? - spytał, gdy kartka z powrotem znalazła się w kieszeni jego spodni. Styles potrząsł głową.
- Kilka tygodni temu, gdy przypadkowo spotkałem Liam'a w studiu. - wyjaśnił. Nastała cisza. Cisza tak wielka, że czasami, aż krępująca. Przerwało ją dopiero spotkanie spojrzeń obu panów. Co tu dużo mówić? Padli sobie w ramiona...
- Kochasz ją, prawda Harry? Leć po nią. Katherine nie żyje, może to była tylko wymówka? - szepnął mu Louis na ucho.
Hotel Babilon; Dublin
Joy otworzyła swoją walizkę. Przełożyła w niej kilka rzeczy, aż w końcu spod granatowego swetra wyłoniła czarny zeszyt. Zadowolona ze znaleziska uśmiechnęła się pod nosem. Uśmiech ten znikł jej z twarzy, gdy odkryła, że ktoś czarnym długopisem dopisał coś pod ostatnim wpisem. Rozpoznała to pismo. Wszystkie zawijasy i pętelki. Nie potrzebowała nawet ówczesnego spojrzenia na podpis na końcu.
Dlaczego nie mówimy o tym, co nas boli otwarcie?
Budować ściany wokół siebie - marna sztuka
Wrażliwe słowo, czuły dotyk wystarczą
Czasami tylko tego pragnę, tego szukam
Budować ściany wokół siebie - marna sztuka
Wrażliwe słowo, czuły dotyk wystarczą
Czasami tylko tego pragnę, tego szukam
S. Soyka "Tolerancja"
Lubiłaś tą piosenkę. Znalazłem ją na twoim telefonie, gdy szukałem jakiś zdjęć. Przepisałem tytuł, a potem poszukałem tłumaczenia w internecie. Idealnie pasuje do NASZEJ sytuacji, nie sądzisz? NASZEJ, Joyce! H.
Między kolejnymi kartkami znalazła zdjęcie. Na odwrocie widniał napis: Pierwsze wspólne zdjęcie - napisane jej charakterem pisma. W jednym momencie uświadomiła, że jej kryjówka widocznie nie była najlepsza. Czarna dziura, a jednak je znalazł...