środa, 17 października 2012

Rozdział 9

Dublin Airport; Dublin

     Jeden gwizd wystarczył, aby przed Candy zatrzymała się taksówka. Joy spojrzała na nią przestraszona. Halle nic sobie z tego nie robiąc stanowczym głosem kazała kierowcy włożyć do bagażnika ich walizki, a sama usadowiła się z Penelopą na tylnej kanapie.
- Panienka również? - zagadnął kierowca. Joyce skinęła głową i uśmiechnęła się niemrawo podając mężczyźnie bagaż. Ten zatrzasnął bagażnik i poklepał z niezwykłą czułością samochód. Dziewczyna zaśmiała się. - To nic zabawnego. Jeśli się go dobrze traktuje on się odwdzięczy tym samym.
- To tak, jak z moim kotem. - odparła.
- Proszę siadać. Porozmawiamy w czasie jazdy. - zachęcił kierowca i ręko wskazał przednie drzwi pasażera. Joy podążyła w tamtym kierunku. Wtem stojącemu obok chłopakowi wypadły z rak wszystkie ulotki i rozsypały się na ziemi. Brunetka schyliła się po nie.
- Trzymaj. - podała je blondynowi. Ten rzucił jej wdzięczne spojrzenie i zamarł. Zamarli oboje. - Niall?
- Joyce? Wow... - wydusił zdziwiony. Okno taksówki uchyliło się, wyjrzała z niego rozgniewana Candy.
- Koleżanko, na flirty przyjdzie jeszcze czas. Wsiadaj i jedziemy! - krzyknęła opryskliwie blondynka co spowodowało, że na twarzy Berry pojawiły się dwa różowe rumieńce.
- Przepraszam. - wyszeptała Joy, odwróciła się i otworzyła drzwi pojazdu.
- Cześć. - wymamrotał i wrócił do poprzedniego zajęcia.



Maple Street 4; Londyn

     Zgrzytnął zamek torby. Jeden ruch i zamknięta. Ostatni raz sprawdził, czy ma wszystko w kieszeniach. Klucze, telefon, paszport - jest! Zrzucił torbę ze schodów wprost do przedpokoju. Jej huk wystraszył śpiącego gdzieś obok Lambiego. Kocisko miauknęło przeciągle i z dumnie podniesioną głową odmaszerowało do kuchni. Dzwonek do drzwi. Kogo to licho teraz niesie? Akurat, gdy wybiera się na tak ważną akcję! Potrząsł głową poprawiając włosy i otworzył drzwi. Zaniemówił... W przeciwieństwie do jego gościa o imieniu Louis.
- Hej. - powiedział niepewnie Tomlinson.
- Kurwa. Co to zjazd rodzinny? Kto tu jeszcze zawita, co? - warknął rozwścieczony Harry. Targały min ogromne emocje. Chciał jak najszybciej znaleźć się na lotnisku, a tu niespodziewanie odwiedza go on.
- Przepraszam. Chciałem ci tylko... - tłumaczył się Lou. W sumie mógł się spodziewać, że Styles nie przyjmie go z otwartymi ramionami i był na tę okoliczność przygotowany. Dlaczego, więc zachowuje się, jak ostatnia ofiara?
- Nie! - uciął krótko. - Powiem ci co ja chcę! Chcę siedzieć teraz w samolocie do Dublina, a najlepiej być już w Dublinie i przytargać ją do z powrotem za te włosiska do domu! - krzyknął, po czym złapał się za głowę. Nagle zaczął się mu zwierzać? W taki, czy inny sposób, ale się zwierzał.
- Joy, prawda? Jest w Dublinie? Słyszałem, że Niall tam teraz mieszka. Do niego pojechała? - dopytywał się Lou. Chciał za wszelką cenę nawiązać kontakt wzrokowy z Hazzą. Czuł, że tego chłopaka z brązową czupryną zagubionego w świecie coś gryzie i mimo iż nie rozmawiali praktycznie od roku,
może mu pomóc.
- Poleciała tam z Candy odszukać Katherine. - westchnął ciężko spuszczając głowę. Było mu wstyd, że tak zbeształ Joy przy Louis'ie. - Tak właściwie, po co przyszedłeś? - Lou nie odpowiedział, podał tylko Haryy'emu list, który wczoraj do niego trafił. Ten przeczytał go w ciszy.
- Naprawdę go napisałeś? - spytał, gdy kartka z powrotem znalazła się w kieszeni jego spodni. Styles potrząsł głową.
- Kilka tygodni temu, gdy przypadkowo spotkałem Liam'a w studiu. - wyjaśnił. Nastała cisza. Cisza tak wielka, że czasami, aż krępująca. Przerwało ją dopiero spotkanie spojrzeń obu panów. Co tu dużo mówić? Padli sobie w ramiona...
- Kochasz ją, prawda Harry? Leć po nią. Katherine nie żyje, może to była tylko wymówka? - szepnął mu Louis na ucho.



Hotel Babilon; Dublin

     Joy otworzyła swoją walizkę. Przełożyła w niej kilka rzeczy, aż w końcu spod granatowego swetra wyłoniła czarny zeszyt. Zadowolona ze znaleziska uśmiechnęła się pod nosem. Uśmiech ten znikł jej z twarzy, gdy odkryła, że ktoś czarnym długopisem dopisał coś pod ostatnim wpisem. Rozpoznała to pismo. Wszystkie zawijasy i pętelki. Nie potrzebowała nawet ówczesnego spojrzenia na podpis na końcu.
     Dlaczego nie mówimy o tym, co nas boli otwarcie?
Budować ściany wokół siebie - marna sztuka
Wrażliwe słowo, czuły dotyk wystarczą
Czasami tylko tego pragnę, tego szukam 
S. Soyka "Tolerancja"
     Lubiłaś tą piosenkę. Znalazłem ją na twoim telefonie, gdy szukałem jakiś zdjęć. Przepisałem tytuł, a potem poszukałem tłumaczenia w internecie. Idealnie pasuje do NASZEJ sytuacji, nie sądzisz? NASZEJ, Joyce! 
H. 
     Między kolejnymi kartkami znalazła zdjęcie. Na odwrocie widniał napis: Pierwsze wspólne zdjęcie - napisane jej charakterem pisma. W jednym momencie uświadomiła, że jej kryjówka widocznie nie była najlepsza. Czarna dziura, a jednak je znalazł...




niedziela, 7 października 2012

Rozdział 8

Maple Street 4; Londyn

     Nie powiem ci kiedy wrócę, bo zaczął byś odliczać dni do mojego powrotu, a to by cię zniszczyło. A gdybym nie wracała długo? Usechłbyś... A gdybym nie wróciła w ogóle? Zginął byś. O ile mnie kochasz, jeszcze...
Joy

     Harry cisnął kartkę na ziemię. Jednakże ona spadła bardzo powoli, z gracją i lekkością opadła na panele. Zupełnie w przeciwieństwie do Styles'a, który padł na kanapę zrzucając z niej wszystkie poduszki. A jednak wyjechała...



London Airport; Londyn

     Start miał to do siebie, że był opóźniony. Zdenerwowanie narastało. Może to znak, że nie powinna tam lecieć, że Katherine tak na prawdę nie żyje i niepotrzebnie udaje się w tą podróż. Wyciągnęła ręce z kieszeni, a wraz z nimi telefon. Sprawdziła godzinę, jeszcze ma trochę czasu. Spojrzała na Candy. Ta poprawiała właśnie opaskę na główce córeczki. Nie mogła na nią patrzeć. Co stało się z jej ukochaną przyjaciółką, bratnią duszą, zwariowaną dziewczyną z tatuażem za uchem, a teraz? Ubrana w sukienkę do kolan w pepitkę, ciemne okulary(jesienią) i wysokie szpilki, w ogóle nie przypomina tej Candy, którą była kiedyś. Joy odwróciła się. Jej wzrok spotkał się ze wzrokiem pewnej wielkookiej blondynki. Znała ją i lubiła, lecz przed rokiem ich kontakt niestety się urwał.
- Uciekaj od niego! - powiedziała cicho, ale na tyle głośno, by stojąca dwa metry od niej dziewczyna usłyszała ją. Ta skinęła szybko głową i posłała jej pełne wdzięczności spojrzenie. - Uciekaj. - dodała Joy.
     Kto by się spodziewał, że Perrie tak szybko jej posłucha? Odwróciła się na pięcie i ocierając łzy wyszła z lotniska. Sama, bez Zayn'a.



Hotel Babilon; Dublin
 
     Za chwile założy na ramiona gruby sweter. Schowa telefon do kieszeni spodni. Ubierze wygodne buty. Zatrzaśnie za sobą drzwi. Zaraz wyjdzie. Wróci wieczorem. Zmęczony, zmarznięty... Praca to praca. Dziesięć godzin stania na ulicy i rozdawania ulotek. Kiedyś to on był po drugiej stronie. Zgniatał w ręce wciśnięty mu papierek i wyrzucał go do najbliższego kosza na śmieci. Nie miał zielonego pojęcia co czuje taka osoba, której ciężką pracę ciska się do kubła. Teraz to znosi... W każdy wtorek. Dzisiaj pójdzie gładko. Stoi obok lotniska...

Pocket Street 6; Londyn

     (...)Brakuje mi ciebie Lou. Chciałbym cię znów zobaczyć, uścisnąć... Chciałbym, aby było jak kiedyś. Pamiętasz? Spotkaliśmy się w toalecie. Do teraz się z tego śmieję. Jaka musi być znajomość z człowiek, którego poznało się nad umywalką? Jak widać piękna, szkoda, że nie trwała.
H.
     Czytał to już szósty raz. Wciąż nie wierzył w wypisane na kartce słowa. Schylił się po kopertę, w której znajdowały się pieniądze. Od niego... Chociaż tak mogę ci pomóc... W głowie wciąż przewijały się te same obrazy. Toaleta, koncert, rozstanie, koperta. I tak w kółko. Zapłakał. Jak małe dziecko. Nie potrafił zapanować nad emocjami, które w nim wezbrały. Kopnął nogą w stolik, ten wywrócił się z trzaskiem tłuczonego szkła. Rozrzucił po pokoju poduszki. Poprzestawiał fotele i kanapę. Podniósł z ziemi pilota, aby na nim też wyładować emocje. Dyszał ciężko, po policzkach wciąż spływały mu łzy. Zacisnął zęby i już miał wykonać rzut, gdy nagle zauważył na półce nad telewizorem coś dziwnego. Pilot wypadł mu z dłoni. Jak to możliwe, że przez tyle czasu go nie zauważył. Na tej półce stała ramka ze zdjęciem. Jego i Harry'ego. Padł na sofę. Schował twarz w dłoniach wciąż wylewając z siebie żale. 
- Wierzysz, że to od niego. - dobiegł go głos ukochanej. Wstrzymał oddech. Może ona ma racje? Może to nie Styles dał mu te pieniądze i napisał ten list, a... - Dostałam to od Joy. - podeszła do chłopaka. - Oni... U nich nie jest tak jak wcześniej. My... - westchnęła. - Ja  i  Joyce chcemy, abyście się pogodzili. - przykucnęła przed nim i ścisnęła jego roztrzęsione dłonie. - Podobno Harry napisał do ciebie list. Ona go znalazła i przeczytała. Może to właśnie on był w tej kopercie? - Louis podniósł głowę. Patrzył na zmartwioną Eleanor kurczowo ściskającą go za ręce, aby nie upaść.
- Czyli on chce... - zaczął niepewnie.
- Możliwe, ale kto wie tego dzieciaka.

Underhill Road 162; Londyn;

     Jest wtorkowy ranek, prawda? Jak co dzień rodzina Payne przygotowuje się do swoich obowiązków. Danielle razem z Alex'em zajadają śniadanie śmiejąc się z Liam'a próbującego po raz kolejny nieudolnie zawiązać krawat. Biedak sterczy przed tym lustrem już półgodziny i nie umie sobie poradzić.
- Daj, pomogę ci. - uśmiechnęła się Dan podnosząc z ziemi nieszczęsny krawat. Ten szybko znalazł się za kołnierzykiem. Poprawnie zawiązany.
- Co ja bym bez ciebie zrobił? - spytał się chłopak chcą pocałować żonę. Ta jednak cmoknęła go tylko w policzek.
- Umarłbyś. - dodała odchodząc. Alex zdążył pochłonąć już całą miskę płatków, a teraz bawi się czerwonym samochodzikiem, którym wymija wszystkie przeszkody ustawione na stole. Rodzina idealna, nieprawdaż? Wszyscy się kochają... Nie wiedzą jednak, że pewien gość stoi właśnie przed ich drzwiami i bije się z myślami. Pukać, nie pukać? Dzwonić, nie dzwonić? Ktoś go wyprzedził...
- Wychodzę! - krzyknął Liam i pociągnął za klamkę drzwi wejściowych. Ujrzał przed sobą znajomą blondynkę w wielkimi oczami. Stał, jak sparaliżowany. Co ona tu robi?
- Hej. - przywitała się z nieśmiały uśmiechem. - Potrzebuję waszej pomocy. - powiedziała, a na jej policzku pojawiła się srebrzysta kreska.
     I po raz kolejny w tym domu jest ktoś potrzebujący. Ktoś kto przeżywa właśnie trudny okres w swoim życiu i tylko opiekuńcze uosobienie Liam'a i Danielle jest w stanie mu pomóc. Tym razem w pokoju na poddaszu zamieszka Perrie.