Klub Blow Up; Bellariva; Rimini; Włochy; Godzina 22:47
Imprezowa dzielnica Rimini - Bellariva - do życia, tak na prawdę budzi się dopiero po dziewiętnastej. W tedy otwierane są wszystkie knajpki, dyskoteki, sklepiki, a główna ulica zalewa się chmarą ludzi. Turystów, jak i miejscowych. Zabawa kończy się dopiero około drugiej lub trzeciej, a czasami tra do białego rana. Tak, niestety nie jest w przypadku pewnej pary...
- Io non ti voglio più qui per vedere*! - krzyknął barczysty ochroniarz i ciągnąc chłopaka za kołnierz wyprowadził go z klubu. Za nimi wyszła blondynka spojrzała na podnoszącego się z chodnika bruneta, pokręciła przecząco głową i odeszła. Minęła kolejnego faceta próbującego wcisnąć jej ulotkę do ręki i stanęła przy przejściu dla pieszych.
- Perrie, kochanie, ale to nie moja wina. Dlaczego się gniewasz? - przyczłapał do niej chłopak. Ledwo trzymał się na nogach, a z wargi spływała mu krew.
- Dlaczego? I ty się jeszcze pytasz?! - krzyknęła rozwścieczona. - To już trzeci wieczór pod rząd! Zobacz co ze sobą zrobiłeś! - kilku gapiów przewróciło ostentacyjnie oczami.
- No, ale przecież są wakacje... - próbował tłumaczyć się brunet, lecz czkawka przeszkadzała mu w wypowiadaniu kolejnych słów.
- Wakacje? I ty to nazywasz wakacjami? Cały dzień leżysz plackiem na łóżku i narzekasz, że boli cię głowa, a wieczorem znów idziesz na miasto się nawalić. Zayn, dziękuję za takie wakacje. - rzuciła spoglądając na niego z odrazą. Odwróciła się i ruszyła przed siebie.
Dotarła do deptaka. Chłód dawał we znaki. Skrzyżowała ręce na piersi i drąż z zimna podążała spacerkiem do hotelu. Gdzieś z dala słychać było latynoską muzykę zagłuszającą szum morza. Co jakiś czas mijała obejmujące się zakochane pary, rodziny z dziećmi...
- Mam już dwadzieścia sześć lat. Dziewczyny już dawno pozakładały rodziny. Kiedy przyjdzie mój czas? - z tą myślą zasnęła.
Maple Street 4; Londyn; 01:13
Myślałeś, że skoro wróciłeś znów będę starą Joy? Cichą i opanowaną... Widać, jak słabo mnie znasz. Bo, wiesz? Nic już nie jest takie, jak kiedyś. Znaczy rok temu. Ty jesteś inny, ja jestem inna... Obydwoje straciliśmy ważne dla nas osoby i odsunęliśmy się od siebie. Nie wiem co ci wczoraj strzeliło do głowy? Może ten ostatni wyjazd cię odmienił? Harry Styles okazujący jakąkolwiek nić przywiązania do Joyce Berry? Niecodzienny widok. Proste gesty... To wszystko co mam ci do przekazania. Szkoda, że nie prosto w oczy...
Imprezowa dzielnica Rimini - Bellariva - do życia, tak na prawdę budzi się dopiero po dziewiętnastej. W tedy otwierane są wszystkie knajpki, dyskoteki, sklepiki, a główna ulica zalewa się chmarą ludzi. Turystów, jak i miejscowych. Zabawa kończy się dopiero około drugiej lub trzeciej, a czasami tra do białego rana. Tak, niestety nie jest w przypadku pewnej pary...
- Io non ti voglio più qui per vedere*! - krzyknął barczysty ochroniarz i ciągnąc chłopaka za kołnierz wyprowadził go z klubu. Za nimi wyszła blondynka spojrzała na podnoszącego się z chodnika bruneta, pokręciła przecząco głową i odeszła. Minęła kolejnego faceta próbującego wcisnąć jej ulotkę do ręki i stanęła przy przejściu dla pieszych.
- Perrie, kochanie, ale to nie moja wina. Dlaczego się gniewasz? - przyczłapał do niej chłopak. Ledwo trzymał się na nogach, a z wargi spływała mu krew.
- Dlaczego? I ty się jeszcze pytasz?! - krzyknęła rozwścieczona. - To już trzeci wieczór pod rząd! Zobacz co ze sobą zrobiłeś! - kilku gapiów przewróciło ostentacyjnie oczami.
- No, ale przecież są wakacje... - próbował tłumaczyć się brunet, lecz czkawka przeszkadzała mu w wypowiadaniu kolejnych słów.
- Wakacje? I ty to nazywasz wakacjami? Cały dzień leżysz plackiem na łóżku i narzekasz, że boli cię głowa, a wieczorem znów idziesz na miasto się nawalić. Zayn, dziękuję za takie wakacje. - rzuciła spoglądając na niego z odrazą. Odwróciła się i ruszyła przed siebie.
Dotarła do deptaka. Chłód dawał we znaki. Skrzyżowała ręce na piersi i drąż z zimna podążała spacerkiem do hotelu. Gdzieś z dala słychać było latynoską muzykę zagłuszającą szum morza. Co jakiś czas mijała obejmujące się zakochane pary, rodziny z dziećmi...
- Mam już dwadzieścia sześć lat. Dziewczyny już dawno pozakładały rodziny. Kiedy przyjdzie mój czas? - z tą myślą zasnęła.
Maple Street 4; Londyn; 01:13
Myślałeś, że skoro wróciłeś znów będę starą Joy? Cichą i opanowaną... Widać, jak słabo mnie znasz. Bo, wiesz? Nic już nie jest takie, jak kiedyś. Znaczy rok temu. Ty jesteś inny, ja jestem inna... Obydwoje straciliśmy ważne dla nas osoby i odsunęliśmy się od siebie. Nie wiem co ci wczoraj strzeliło do głowy? Może ten ostatni wyjazd cię odmienił? Harry Styles okazujący jakąkolwiek nić przywiązania do Joyce Berry? Niecodzienny widok. Proste gesty... To wszystko co mam ci do przekazania. Szkoda, że nie prosto w oczy...
Rano; Godzina 6:09
Joy już dawno zapomniała, jak to jest dzielić z kimś łóżko, dlatego, gdy rano przeciągała się, o zawał prawie przyprawił ją dotyk włosów Harrego. Z drżącym sercem patrzyła, jak chłopak niespokojnie przewraca się na drugi bok. Wypuściła z ulgą powietrze i po cichu wygramoliła się ze zwojów pościeli.
- Gdzie idziesz? - usłyszała za sobą dobrze znaną ranną chrypę. Przystanęła przy drzwiach szafy i nie odwracając się odparła.
- Do pracy. - w duchu prosiła, aby nie zmuszał, jej dopowiedzenia już czegokolwiek, bo była pewna, że jej drgająca szczęka nie pozwoliłaby jej na większy potok słów.
- A wrócisz? - to pytanie kompletnie ją zamurowało. Odwróciła się w jego stronę. Spojrzała na ledwo otwarte, zielone spojówki. Patrzył na nią ze słodkim błaganiem. Przełknęła nadmiar śliny, która ze stresu nagromadziła się w jej ustach.
- Tak. - zapewniła go kiwając głową, po czym pognała do łazienki. A chłopak spokojny ułożył głowę na jej poduszce i ponownie zapadł w głęboki sen.
Później: 15:22
Jest tak w życiu, że czasami tracimy ważne dla nas osoby. Czy to przez kłótnię, brak czasu, a nawet przez śmierć kogoś innego. I w taki właśnie sposób z na ogól poukładanego świata Joy zniknęła pewna blondynka. Powierniczka jej najskrytszych tajemnic, wtajemniczona w każdy aspekt jej życia. Była zupełnym przeciwieństwem teraźniejszej Joy, lecz prawdziwym klonem tej starej. Była, ale, czy jest nadal...
Dźwięk rozchodzącego się z dołu dzwonka oderwał Joyce od porządków w sypialni. Czyżby to Harry wychodząc rano z domu zapomniał kluczy? Przekręciła klucz w zamku i pociągnęła za pozłacaną klamkę.
- Candy? - źrenice momentalnie się powiększyły, a usta lekko rozchyliły na widok dobrze znanej jej twarzy. O jeszcze większe zdumienie przyprawił ją malutki człowieczek śpiący sobie w najlepsze w nosidełku.
O ile wiem, Candy ostatni raz stała w progu tego domu rok temu. I ani jej ubranie, ani zachowanie nie wskazywało na to, że zaledwie dwanaście miesięcy później pojawi się tu znowu jako pani a'la Victoria Beckham. Gdzie podziały się jej kolorowe spodnie i t-shirt'y z nadrukami? Ciężkie buty, ćwiekowane kurtki, kamizelki i długie naszyjniki? Za sprawą tej malutkiej istotki zamieniły się w czerwoną, ołówkową spódnicę do kolan, białą koszulę i kremowe szpilki. Jedyna rzecz, która została ta sama, to długi warkocz zwisający jej z ramienia.
- Cześć. - powiedziała niepewnie Candy i wyciągnęła rękę do Joy. Ta zaś zbita z tropu przenosiła wzrok to z dziewczyny, to na jej dłoń niecierpliwie czekającą na uściśnięcie. - Skoro się ze mną nie przywitasz to może, jednak już pójdę...
- Nie. - zatrzymała ją Joyce. Ją samą zdziwiła jej natychmiastowa reakcja. Zwykle fakty nie trafiają do niej tak szybko, lecz ostatnimi czasy co raz częściej zauważa u siebie pewne zmiany. - Po prostu jest w szoku, wejdź do środka. - zrobiła krok w tył i gestem ręki zachęciła gościa do wejścia. Candy ostrożnie postawiła pierwsze kroki na drewnianym parkiecie wyłożonym w holu. Nic się nie zmieniło, po za mieszkańcami...
Underhill Road 162; Londyn; W tym samym czasie
Niall wziął łyk kawy i odstawił kubek na kuchennym blacie. Poprawił się na krześle, po czym zabrał się z powrotem za analizowanie stron codziennej gazety. Było już grubo po piętnastej, a on dopiero co wyszedł z łóżka.
- Horan! Chodź tu na chwilkę, kochanieńki! - z sąsiadującego z kuchnią pokoju dobiegł go kobiecy głos. Niewzruszony na jej krzyki przewrócił kolejną kartkę. - Natychmiast! - krzyknęła donośnie. Chłopak niechętnie wstał od blatu i udał się do salonu. Zastał tam brodzącą po kolana w pościeli, długonogą brunetkę z wyraźnie niezadowoloną miną. - Powiesz mi, co to jest?
- Kołderka. - wzruszył ramionami i wykonał obrót o sto osiemdziesiąt stopni wracając do kuchni. Zasiadł ponownie na swoim miejscu. Dziewczyna weszła tuż za nim. Chwyciła się za biodra i z pogardą obserwowała ruchy blondyna.
- Co takiego piszą w tej gazecie, co? - wysyczała. Dosłownie, z jej zaciśniętych ust brzmiało to, jak wężowy syk.
- Nie zgadniesz! - pstryknął palcami. - Nasz drogi przyjaciel Zayn baluje we Włoszech! Niezła afera się szykuje, nie ma co!
W ten czas do domu wrócił Liam. Umęczony całodniową pracą w wytwórni... Zaciekawiony dźwiękami dobiegającymi z kuchni, zdjął szybko buty i ruszył w tamtym kierunku. Po chwili stał już w progu w wielkim uśmiechem na twarzy.
- Zayn? - spytał rozbawiony.
- Co cię tak bawi? Lepiej zobacz co on narobił w salonie! - brunetka wzniosła ręce ku górze i obrzuciła męża gniewnym spojrzeniem.
- Danielle, kochanie. - przemówił łagodnie Liam. - To nie on, tylko ja i nasz syn. - podszedł do niej, ucałował w policzek, a na jej twarzy mimowolnie pojawił się uśmiech. - Są zdjęcia? - zwrócił się do Niall'a. Ten odparł mu głupkowatym uśmieszkiem i skinięciem głową.
- Powalające. - westchnął blondyn.
- Głupole. - przewróciła oczami Dan i wyszła.
Maple Street 4; Londyn; W tym samym czasie
- Katherine... - Joy zastygła w bezruchu na widok brunetki ze zdjęcia. Oglądała je wspólnie z Candy, usadowione na wygodnej kanapie.
- Dlatego tu jestem. - oświadczyła chłodno blondynka i zacisnęła pobielałe usta.
Kochałam, kocham i będę kochać ją całym swoim sercem, mimo iż jest źródłem wszystkim moich i twoich kłopotów.
Podpisała pod zdjęciem wklejonym do starego zeszytu.
Pojawili się nowi bohaterowie! Para wypoczywająca nad Adriatykiem, choć obydwoje mają różne wyobrażenia tych wakacji. Nad wyraz poważną Candy i pewną małą istotkę. Albo istotka... Młode małżeństwo z pewnym toksycznym lokatorem oraz ich syna.
* Tłumaczenie Nie chcę cię tu widzieć nigdy więcej!
- Gdzie idziesz? - usłyszała za sobą dobrze znaną ranną chrypę. Przystanęła przy drzwiach szafy i nie odwracając się odparła.
- Do pracy. - w duchu prosiła, aby nie zmuszał, jej dopowiedzenia już czegokolwiek, bo była pewna, że jej drgająca szczęka nie pozwoliłaby jej na większy potok słów.
- A wrócisz? - to pytanie kompletnie ją zamurowało. Odwróciła się w jego stronę. Spojrzała na ledwo otwarte, zielone spojówki. Patrzył na nią ze słodkim błaganiem. Przełknęła nadmiar śliny, która ze stresu nagromadziła się w jej ustach.
- Tak. - zapewniła go kiwając głową, po czym pognała do łazienki. A chłopak spokojny ułożył głowę na jej poduszce i ponownie zapadł w głęboki sen.
Później: 15:22
Jest tak w życiu, że czasami tracimy ważne dla nas osoby. Czy to przez kłótnię, brak czasu, a nawet przez śmierć kogoś innego. I w taki właśnie sposób z na ogól poukładanego świata Joy zniknęła pewna blondynka. Powierniczka jej najskrytszych tajemnic, wtajemniczona w każdy aspekt jej życia. Była zupełnym przeciwieństwem teraźniejszej Joy, lecz prawdziwym klonem tej starej. Była, ale, czy jest nadal...
Dźwięk rozchodzącego się z dołu dzwonka oderwał Joyce od porządków w sypialni. Czyżby to Harry wychodząc rano z domu zapomniał kluczy? Przekręciła klucz w zamku i pociągnęła za pozłacaną klamkę.
- Candy? - źrenice momentalnie się powiększyły, a usta lekko rozchyliły na widok dobrze znanej jej twarzy. O jeszcze większe zdumienie przyprawił ją malutki człowieczek śpiący sobie w najlepsze w nosidełku.
O ile wiem, Candy ostatni raz stała w progu tego domu rok temu. I ani jej ubranie, ani zachowanie nie wskazywało na to, że zaledwie dwanaście miesięcy później pojawi się tu znowu jako pani a'la Victoria Beckham. Gdzie podziały się jej kolorowe spodnie i t-shirt'y z nadrukami? Ciężkie buty, ćwiekowane kurtki, kamizelki i długie naszyjniki? Za sprawą tej malutkiej istotki zamieniły się w czerwoną, ołówkową spódnicę do kolan, białą koszulę i kremowe szpilki. Jedyna rzecz, która została ta sama, to długi warkocz zwisający jej z ramienia.
- Cześć. - powiedziała niepewnie Candy i wyciągnęła rękę do Joy. Ta zaś zbita z tropu przenosiła wzrok to z dziewczyny, to na jej dłoń niecierpliwie czekającą na uściśnięcie. - Skoro się ze mną nie przywitasz to może, jednak już pójdę...
- Nie. - zatrzymała ją Joyce. Ją samą zdziwiła jej natychmiastowa reakcja. Zwykle fakty nie trafiają do niej tak szybko, lecz ostatnimi czasy co raz częściej zauważa u siebie pewne zmiany. - Po prostu jest w szoku, wejdź do środka. - zrobiła krok w tył i gestem ręki zachęciła gościa do wejścia. Candy ostrożnie postawiła pierwsze kroki na drewnianym parkiecie wyłożonym w holu. Nic się nie zmieniło, po za mieszkańcami...
Underhill Road 162; Londyn; W tym samym czasie
Niall wziął łyk kawy i odstawił kubek na kuchennym blacie. Poprawił się na krześle, po czym zabrał się z powrotem za analizowanie stron codziennej gazety. Było już grubo po piętnastej, a on dopiero co wyszedł z łóżka.
- Horan! Chodź tu na chwilkę, kochanieńki! - z sąsiadującego z kuchnią pokoju dobiegł go kobiecy głos. Niewzruszony na jej krzyki przewrócił kolejną kartkę. - Natychmiast! - krzyknęła donośnie. Chłopak niechętnie wstał od blatu i udał się do salonu. Zastał tam brodzącą po kolana w pościeli, długonogą brunetkę z wyraźnie niezadowoloną miną. - Powiesz mi, co to jest?
- Kołderka. - wzruszył ramionami i wykonał obrót o sto osiemdziesiąt stopni wracając do kuchni. Zasiadł ponownie na swoim miejscu. Dziewczyna weszła tuż za nim. Chwyciła się za biodra i z pogardą obserwowała ruchy blondyna.
- Co takiego piszą w tej gazecie, co? - wysyczała. Dosłownie, z jej zaciśniętych ust brzmiało to, jak wężowy syk.
- Nie zgadniesz! - pstryknął palcami. - Nasz drogi przyjaciel Zayn baluje we Włoszech! Niezła afera się szykuje, nie ma co!
W ten czas do domu wrócił Liam. Umęczony całodniową pracą w wytwórni... Zaciekawiony dźwiękami dobiegającymi z kuchni, zdjął szybko buty i ruszył w tamtym kierunku. Po chwili stał już w progu w wielkim uśmiechem na twarzy.
- Zayn? - spytał rozbawiony.
- Co cię tak bawi? Lepiej zobacz co on narobił w salonie! - brunetka wzniosła ręce ku górze i obrzuciła męża gniewnym spojrzeniem.
- Danielle, kochanie. - przemówił łagodnie Liam. - To nie on, tylko ja i nasz syn. - podszedł do niej, ucałował w policzek, a na jej twarzy mimowolnie pojawił się uśmiech. - Są zdjęcia? - zwrócił się do Niall'a. Ten odparł mu głupkowatym uśmieszkiem i skinięciem głową.
- Powalające. - westchnął blondyn.
- Głupole. - przewróciła oczami Dan i wyszła.
Maple Street 4; Londyn; W tym samym czasie
- Katherine... - Joy zastygła w bezruchu na widok brunetki ze zdjęcia. Oglądała je wspólnie z Candy, usadowione na wygodnej kanapie.
- Dlatego tu jestem. - oświadczyła chłodno blondynka i zacisnęła pobielałe usta.
Kochałam, kocham i będę kochać ją całym swoim sercem, mimo iż jest źródłem wszystkim moich i twoich kłopotów.
Podpisała pod zdjęciem wklejonym do starego zeszytu.
Pojawili się nowi bohaterowie! Para wypoczywająca nad Adriatykiem, choć obydwoje mają różne wyobrażenia tych wakacji. Nad wyraz poważną Candy i pewną małą istotkę. Albo istotka... Młode małżeństwo z pewnym toksycznym lokatorem oraz ich syna.
* Tłumaczenie Nie chcę cię tu widzieć nigdy więcej!
Hmmm jak na razie wszystko jest takie zamieszane. Życie chłopaków toczy się po kilku latach, z tego co zrozumiałam. Liam ma żonę i syna. Zayan bawi się na całego, a Perry nie ma do niego siły. Z wszystkich chłopaków najbardziej lubię Zayana, nie mam pojęcia dlaczego ;d Mam nadzieję, że spotkają się wszyscy razem i ich przyjaźń rozkwitnie. Czekam na kolejny i mam nadzieję, że troszkę się wyjaśni.:)
OdpowiedzUsuńTwoje opowiadanie jest dosłownie - nieprzewidywalne! Nie mam pojęcia czego spodziewać się po kolejnym rozdziale, ale jestem bardzo ciekawa! Dodawaj jak najszybciej!
OdpowiedzUsuń~All
Czytałam i trochę się gubiłam szczerze mówiąc. Jeżeli chodzi o rozdział jest ciekawy i interesujący. Będę tu zaglądać bo interesuje mnie co będzie dalej.
OdpowiedzUsuńPs: http://existsonlyforyou.blogspot.com/2012/09/rozdzia-1.html Jest już 1 rozdział. Wpadniesz ?