Drzwi trzasnęły, torba upadła na podłogę, płaszcz zawisł na haczyku, a buty poleciały gdzieś w kąt. Czapka maltretująca włosy znalazła sobie miejsce, gdzieś obok kozaków.
- Eleanor?! - do przedpokoju wbiegł Louis. Wyglądał, jak kłębek nerwów. Włosy stały mu dęba, pomięte, widocznie za duże ubrania wisiały na nim, jak na kiju od szczotki, w ręce kurczowo ściskał telefon.
- Stchórzyłam. - rzuciła szybko, a pod nogami chłopaka wylądowała gruba koperta. Odprowadził żonę wzrokiem, aż znikła za drzwiami sypialni i podniósł paczkę z ziemi. Przetarł ją ręką, wyprostował zagięte rogi i schował do tylnej kieszeni.
Eleanor stanęła po środku pokoju tępo wpatrując się w swoje stopy. Tak bardzo chciała dać, Joy, te przeklęte zdjęcia, ale gdy tylko przekroczyła próg cukierni i zobaczyła ją z wielkim tortem na rękach, obróciła się na pięcie i czym prędzej uciekła.
- Louis, ja cię bardzo przepraszam. - powiedziała tylko, gdy usłyszała za sobą kroki zbliżającego się chłopaka. Ten przystał na chwilkę, jakby ktoś nakrył go na wyjadaniu ciasteczek ze słoika w kuchni.
- Nie masz mnie za co przepraszać. - dotknął delikatnie jej ramienia. - To jest tylko i wyłącznie twój wymysł. Ja mogę ci tylko pomóc i zawieść tam jutro. - dziewczyna skinęła głową, wyminęła go i wróciła do przedpokoju po torebkę. Louis w tym czasie zaszył się w malutkim pokoiku na piętrze nadal wyczekując na ważny telefon.
Underhill Road 162; Londyn;
- Coś się tak na nim uwiesiła? - spytał Danielle Niall przechodzący przez salon do kuchni. Dziewczyna spojrzała wymownie na Liama, który trzymał ją właśnie w uścisku. Ten westchnął zrezygnowany.
- Pogadaj z nim. - szepnęła ukochanemu na ucho. - Rozumiem, że to przyjaciel rodziny, ale jego obecność w naszym domu wkrótce może źle odbić się na nas.
- Dlaczego, ja ma mam z nim pogadać? - oburzył się. Natychmiast skulił głowę, bo wiedział, że odezwał się za głośno.
- Bo to twój kumpel. - ucięła dyskusję dziewczyna, wyrwała się z jego objęć i powędrowała do pokoju ich synka.
- Najpierw był przyjacielem rodziny, a teraz moim kumplem. - mruknął Liam sam do siebie i skierował się do kuchnie, z której dobiegało głośne stukanie naczyniami.
Po rozpadzie zespołu, każdy członek otrzymał należną mu sumę pieniędzy, która miała mu wystarczyć na rozpoczęcie nowego życia. Beztroska tak uczepiła się do Niall'a, że zupełnie stracił zdrowy rozsądek i roztrwonił cały swój majątek. Gdyby Liam i Danielle nie przygarnęliby go do siebie, pewnie skończył by w jakiejś norze, na ulicy lub w swoim rodzinny domu, gdzie stałby się obiektem drwin i wiecznych plotek. Dzięki przyjacielowi, udało mu się wyjść na prostą, uregulować długi i znaleźć pracę.
- Liam... - zaczął niepewnie blondyn widząc, że kumpel jest w nie najlepszym humorze. - Dzięki, że wczoraj wziąłeś na siebie winę za bałagan w salonie... - było mu głupio. Bał się, że w jakiś sposób zawiódł Liam'a i za wszelką cenę chciał wynagrodzić mu wszelkie zmartwienia jakie mu przysporzył.
- To nic. - odparł mu chłopak. Odetchnął w duchu, że nie musi zaczynać rozmowy, lecz w głowie wciąż bił się z własnymi myślami. Nie wiedział kompletnie, co ma zrobić? Być dobrym mężem i wyrzucić Niall'a za drzwi, czy przyjacielem i wspierać go w najgorszych chwilach.
- Ja... - zaczęli jednocześnie patrząc sobie w oczy. Zaśmiali się oboje. Przez następne pół minuty sprzeczali się, kto ma zacząć mówić pierwszy, aż w końcu doszli do porozumienia.
- Liam, podjąłem pewną decyzję. - chłopaka bardzo zaciekawi to co Horan miał mu do powiedzenia. Wyciągnął z szafki czystą szklankę, nalał sobie wody i zaczął ją powoli pić. - Wracam do Irlandii. - zawartość naczynia natychmiast znalazła się na podłodze, a Payne oparł się o blat próbując zaczerpnąć świeżego powietrza. - Wynajmę jakieś mieszkanie w Dublinie, znajdę pracę i będę sobie spokojnie żyć.
- Słyszałeś naszą rozmowę, tak? - spytał Liam wycierając podłogę. Znając Danielle wściekła by się na niego, dlatego wolał nie robić już sobie więcej kłopotów.
- Może... - pisnął blondyn. - Chcę wam podziękować za wszystko co dla mnie zrobiliście. - podniósł przyjaciela za ramiona z podłogi, po czym mocno się w niego wtuli. - Nie wiem co by teraz ze mną było, gdyby nie wy. - nadal ściskając go za barki dodał szybko. - Idę się spakować, bo za dwie godziny mam lot. - i wyszedł, a tak właściwie wybiegł z kuchni. Liam przysiadł na krześle. Wciąż nie mógł pojąć tego co przed momentem usłyszał. Niall, przeprowadza się? I to z własnej nie przymuszonej woli? Przetarł palcami zmęczone oczy.
- Sprawa załatwiona...
Maple Street; Londyn
- Nie zgadniesz kogo dzisiaj rano widziałem! - krzyknął wściekle Harry trzaskając za sobą drzwiami. Cisnął butami na wycieraczkę, kurtkę odrzucił na podłogę i ciężkimi krokami podążył do salonu. Jego głos i wyraz twarzy złagodniał, gdy zobaczył, że Joy siedzi na kanapie z niemowlęciem na rękach. - Czyje to dziecko? - spytał zdziwiony.
- Candy. - opowiedziała obojętnie Joyce ilustrując chłopaka wzrokiem. W tedy, jak na zawołanie z łazienki wyszła Candy. Uśmiechnęła się złośliwie i poprawiła spódnicę.
- Witam, panie Styles. - wyciągnęła do niego rękę. Robiła to w taki sposób, jakby właśnie oznajmiła mu, że jego kot zdechł, ale może go sobie zatrzymać.
Nie jest tajemnicą, że ta dwójka nigdy za sobą nie przepadała. Kiedyś, gdy Candy często bywała w ich domu, darli koty o najdrobniejsze głupoty. Dla Joy było to męczące, bo musiała wysłuchiwać ich wrzasków, a potem znosić humory Styles'a ponieważ: ,, Nic nie mówiłaś, że ten bachor znów do nas przyjdzie''. Dlaczego, więc teraz miało być inaczej.
- Zmieniłaś się. - zauważył chłopak widocznie nie zadowolony z widoku blondynki.
- Ty również. Ciekawe, czy na lepsze. - przeszła obok niego z dumnie podniesioną głową. Usiadła obok Joy i poprawiła bucik na stópce malutkiej Penelope. Ta zaczęła wesoło wierzgać nóżkami i śmiać się, jak bobasy z reklamy mleka w proszku.
- To ja... To ja idę. - poinformował zmieszany zaistniałą sytuacją Harry i pognał na górę. Nie spodziewał się, że zobaczy jeszcze kiedyś Candy, a że będzie miała dziecko nigdy nie przeszło mu przez myśl. Zasiadł przed komputerem próbując zająć się czymś innym, niż szmery dochodzące z salonu.
- Tak, więc na czym skończyłyśmy, Joyce?
- Wylot, o której?
Widzisz? Nawet Candy, która, widziała cię po raz pierwszy na oczy od roku - zauważyła, że jesteś inny. W prawdzie ona też się zmieniła...
Wszystko toczy się zbyt szybko! Najpierw zjawia się ona, potem pokazuje mi nasze stare zdjęcia i mówi, że... Że Katherine żyje. Tak! Ta sama Katherine, w którą wjechał tir. Nierealne, prawda? Sfałszowała swoją śmierć, urządziła fikcyjny pogrzeb... Jak myślisz, dlaczego trumna była cały czas zamknięta? Zmasakrowane ciało, czy raczej jego brak? Dlatego niosło ją tylko czterech facetów, a w dodatku takie chucherka, że wiatry mógł by ich połamać. A teraz żyje sobie beztrosko w Dublinie, a ja i Candy lecimy ją odzyskać...
Lubię to zdjęcie. Gdy na nie patrzę, mogę sobie wyobrażać, jakie piękne nigdy nie będzie nasze życie.
Mamy i trzeci. Zaczyna się troszkę dziać w życiu naszych bohaterów, nieprawdaż. Rozumiem, że się gubicie. Zdaję sobie sprawę, że może to być troszkę pogmatwane, ale staram się, jak mogę, aby czytało się Wam lepiej. Na dobry początek pobawiłam się z wyglądem bloga i taki podoba mi się o wiele lepiej. Wracając... Jeśli coś jest dla Was dziwne i niejasne - pytajcie śmiało! Ja w miarę moich możliwości postaram się Wam to wytłumaczyć. Jeśli zauważycie jakieś błędy - piszcie! Czasami je pomijam, a będę wdzięczna za waszą pomoc. Zostawiajcie adresy swoich blogów, abym mogła Wam podziękować!
Rozdział dla osoby, której może jeszcze nie znam,ale kiedyś poznam i będę z nią żyła, jak w bajce - długo i szczęśliwie.
Mam nadzieję, że te wakacje dobrze zapamiętacie, a jutro zbieramy dupy w kroki i na rozpoczęcie roku!
- Liam... - zaczął niepewnie blondyn widząc, że kumpel jest w nie najlepszym humorze. - Dzięki, że wczoraj wziąłeś na siebie winę za bałagan w salonie... - było mu głupio. Bał się, że w jakiś sposób zawiódł Liam'a i za wszelką cenę chciał wynagrodzić mu wszelkie zmartwienia jakie mu przysporzył.
- To nic. - odparł mu chłopak. Odetchnął w duchu, że nie musi zaczynać rozmowy, lecz w głowie wciąż bił się z własnymi myślami. Nie wiedział kompletnie, co ma zrobić? Być dobrym mężem i wyrzucić Niall'a za drzwi, czy przyjacielem i wspierać go w najgorszych chwilach.
- Ja... - zaczęli jednocześnie patrząc sobie w oczy. Zaśmiali się oboje. Przez następne pół minuty sprzeczali się, kto ma zacząć mówić pierwszy, aż w końcu doszli do porozumienia.
- Liam, podjąłem pewną decyzję. - chłopaka bardzo zaciekawi to co Horan miał mu do powiedzenia. Wyciągnął z szafki czystą szklankę, nalał sobie wody i zaczął ją powoli pić. - Wracam do Irlandii. - zawartość naczynia natychmiast znalazła się na podłodze, a Payne oparł się o blat próbując zaczerpnąć świeżego powietrza. - Wynajmę jakieś mieszkanie w Dublinie, znajdę pracę i będę sobie spokojnie żyć.
- Słyszałeś naszą rozmowę, tak? - spytał Liam wycierając podłogę. Znając Danielle wściekła by się na niego, dlatego wolał nie robić już sobie więcej kłopotów.
- Może... - pisnął blondyn. - Chcę wam podziękować za wszystko co dla mnie zrobiliście. - podniósł przyjaciela za ramiona z podłogi, po czym mocno się w niego wtuli. - Nie wiem co by teraz ze mną było, gdyby nie wy. - nadal ściskając go za barki dodał szybko. - Idę się spakować, bo za dwie godziny mam lot. - i wyszedł, a tak właściwie wybiegł z kuchni. Liam przysiadł na krześle. Wciąż nie mógł pojąć tego co przed momentem usłyszał. Niall, przeprowadza się? I to z własnej nie przymuszonej woli? Przetarł palcami zmęczone oczy.
- Sprawa załatwiona...
Maple Street; Londyn
- Nie zgadniesz kogo dzisiaj rano widziałem! - krzyknął wściekle Harry trzaskając za sobą drzwiami. Cisnął butami na wycieraczkę, kurtkę odrzucił na podłogę i ciężkimi krokami podążył do salonu. Jego głos i wyraz twarzy złagodniał, gdy zobaczył, że Joy siedzi na kanapie z niemowlęciem na rękach. - Czyje to dziecko? - spytał zdziwiony.
- Candy. - opowiedziała obojętnie Joyce ilustrując chłopaka wzrokiem. W tedy, jak na zawołanie z łazienki wyszła Candy. Uśmiechnęła się złośliwie i poprawiła spódnicę.
- Witam, panie Styles. - wyciągnęła do niego rękę. Robiła to w taki sposób, jakby właśnie oznajmiła mu, że jego kot zdechł, ale może go sobie zatrzymać.
Nie jest tajemnicą, że ta dwójka nigdy za sobą nie przepadała. Kiedyś, gdy Candy często bywała w ich domu, darli koty o najdrobniejsze głupoty. Dla Joy było to męczące, bo musiała wysłuchiwać ich wrzasków, a potem znosić humory Styles'a ponieważ: ,, Nic nie mówiłaś, że ten bachor znów do nas przyjdzie''. Dlaczego, więc teraz miało być inaczej.
- Zmieniłaś się. - zauważył chłopak widocznie nie zadowolony z widoku blondynki.
- Ty również. Ciekawe, czy na lepsze. - przeszła obok niego z dumnie podniesioną głową. Usiadła obok Joy i poprawiła bucik na stópce malutkiej Penelope. Ta zaczęła wesoło wierzgać nóżkami i śmiać się, jak bobasy z reklamy mleka w proszku.
- To ja... To ja idę. - poinformował zmieszany zaistniałą sytuacją Harry i pognał na górę. Nie spodziewał się, że zobaczy jeszcze kiedyś Candy, a że będzie miała dziecko nigdy nie przeszło mu przez myśl. Zasiadł przed komputerem próbując zająć się czymś innym, niż szmery dochodzące z salonu.
- Tak, więc na czym skończyłyśmy, Joyce?
- Wylot, o której?
Widzisz? Nawet Candy, która, widziała cię po raz pierwszy na oczy od roku - zauważyła, że jesteś inny. W prawdzie ona też się zmieniła...
Wszystko toczy się zbyt szybko! Najpierw zjawia się ona, potem pokazuje mi nasze stare zdjęcia i mówi, że... Że Katherine żyje. Tak! Ta sama Katherine, w którą wjechał tir. Nierealne, prawda? Sfałszowała swoją śmierć, urządziła fikcyjny pogrzeb... Jak myślisz, dlaczego trumna była cały czas zamknięta? Zmasakrowane ciało, czy raczej jego brak? Dlatego niosło ją tylko czterech facetów, a w dodatku takie chucherka, że wiatry mógł by ich połamać. A teraz żyje sobie beztrosko w Dublinie, a ja i Candy lecimy ją odzyskać...
Lubię to zdjęcie. Gdy na nie patrzę, mogę sobie wyobrażać, jakie piękne nigdy nie będzie nasze życie.
Mamy i trzeci. Zaczyna się troszkę dziać w życiu naszych bohaterów, nieprawdaż. Rozumiem, że się gubicie. Zdaję sobie sprawę, że może to być troszkę pogmatwane, ale staram się, jak mogę, aby czytało się Wam lepiej. Na dobry początek pobawiłam się z wyglądem bloga i taki podoba mi się o wiele lepiej. Wracając... Jeśli coś jest dla Was dziwne i niejasne - pytajcie śmiało! Ja w miarę moich możliwości postaram się Wam to wytłumaczyć. Jeśli zauważycie jakieś błędy - piszcie! Czasami je pomijam, a będę wdzięczna za waszą pomoc. Zostawiajcie adresy swoich blogów, abym mogła Wam podziękować!
Rozdział dla osoby, której może jeszcze nie znam,ale kiedyś poznam i będę z nią żyła, jak w bajce - długo i szczęśliwie.
Mam nadzieję, że te wakacje dobrze zapamiętacie, a jutro zbieramy dupy w kroki i na rozpoczęcie roku!
Suuuuper rozdział! Uwielbiam cię Ollie! Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału!
OdpowiedzUsuńWedle życzenia:
www.catsbooksandally.blogspot.com
W zakładce - Just close your eyes - dwa imaginy. O Zaynie i nie tylko.
Zapraszam i czekam na kolejny rozdział!
P.S.
Jeeeee ! Jestem pierwsza!
Boski rozdział <3 Przeczytałam sobie wcześniejsze działy jeszcze raz i stało się dla mnie wszystko o wiele jaśniejsze.
OdpowiedzUsuńCzekam na następny!
Pozdrawiam cieplutko !
Jesteś fenomenalna ♥ Kocham twoje opowiadanie i oczywiście Ciebie :* Masz talent :D
OdpowiedzUsuń+ wpadaj częściej do mnie : imaginy-onedirection-fans.blogspot.com, ja również z radością będę śledzić losy bohaterów twojego jakże niesamowitego opowiadania ♥
~ Dominika