Hotel Babilon*; Dublin
- Li, mówię Ci. To najpiękniejsza dziewczyna jaką kiedykolwiek widziałem! W dodatku zabawna, mądra... Ideał po prostu. - westchnął Niall. Zrzucił z fotela kopiec ubrań i wyciągnął się wygodnie na siedzisku.
- Dobrze, dobrze. - rzucił pośpiesznie Liam. Od dziesięciu minut słuchał absurdalnych wywodów przyjaciela i ręka trzymająca przy uchu telefon zaczynała mu drętwieć. - Powiedź lepiej, czy znalazłeś pracę, gdzie mieszkasz? - dopytywał się.
- Ano mieszkam w hotelu. - stwierdził, po czym szybko dodał. - Ale to przejściowo, nie martw się. Pracę też sobie znalazłem. W poniedziałek wyprowadzam psy, we wtorek i środę roznoszę ulotki, w środy kawę w jednym biurowcu, we czwartki i piątki pizze, a weekendy pomagam w firmie transportowej. W międzyczasie uczę Ane grać na gitarze. - wymienił. Uśmiechnął się, gdy jej imię wypłynęło z jego ust łaskocząc w podniebienie. Przyjaciel po drugiej stronie słuchawki nie był jednak zachwycony z tego co usłyszał od blondyna. Pokręcił głową z dezaprobatą, jak miał w zwyczaju wiedząc, że Niall tego nie zobaczy i podrapał się w głowę.
- A przypomnisz mi ile lat ma Ana?
- 16. - odparł trochę ciszej.
Maple Street 4; Londyn
Widok małej walizki położonej na łóżku bardzo zdziwił Harry'ego. Chciał bliżej spojrzeć co się w niej znajduje, bo że należy do Joy odgadł po parzę brązowych butów rzuconych obok. Zbliżył się do bagażu. Już dostrzegał tam kilka poskładanych bluzek i parę kremowych spodni. Jeszcze kilka kroków - otwarta kosmetyczna, a obok paszport. Chłopak zawahał się na chwile na dźwięk kroków gdzieś nieopodal. Rozejrzał się nerwowo po pokoju w poszukiwaniu bezpiecznej kryjówki. Wybrał róg za błękitną, grubą zasłoną. Ukryty obserwował, jak Joyce schyla się po coś pod łóżko. Wyciąga spod niego czarne, kartonowe pudełko. Wyjmuje z niego stary zeszyt i wciska go pomiędzy stertę odzieży. Rozgląda się jeszcze za czymś. Telefon. Znalazła pod pudełkiem, chowa go do kieszeni i wychodzi z pokoju. Po chwili słychać trzask frontowych drzwi. Harry szybko wyskakuje z kryjówki. Długo nie zmieniane zasłony zdążyły pokryć się warstwą kurzu, który drażnił go w nos. Kichnął kilka razy, a następnie dopadł czarnego pudełka. Stare albumy, luźno wrzucone zdjęcia i pamiątki z ich wspólnych podróży. Przypomniał sobie o zeszycie. Ostrożnie podniósł granatowy sweter i wyciągnął czarny brulion. Usiadł na ziemi oparty o łóżko i począł czytać zawartość zeszytu.
Traktujesz mnie, jak eksponat w muzeum. Zamknięta w gablocie za szklaną szybą, odgrodzona od całego świata. Od ciebie, bo ty jesteś moim całym światem...
Od pierwszego do ostatniego. Przeczytał wszystko...
St. Patrick Park**; Londyn
Joy przemierzała kolejne parkowe alejki. Pod butami trzaskała opadnięte gałązki i mokre od jesiennego deszczu liście. Wokół unosiło się wilgotne powietrze, które tak lubiła. Często wychodziła na spacery, aby nawdychać się tego narkotyku. Twierdziła, że był to ostatni oddech świeżości przed spotkaniem z rzeczywistością. Dzisiaj jednak cel był inny. Za rozłożystą wierzbą skręciła w prawo. Minęła ustawiony obok pomnik Świętego Partyka i znalazła się na rozstaju, gdzie czekała na nią Eleanor. Dziewczęta spotkały się wzrokiem. Jedna przepełniona smutkiem i wdzięcznością, druga współczuciem i strachem. Tylko która była która?
- Trzymaj. - powiedziała Joyce i podała Eleanor kopertę. Ta wrzuciła ją do torebki.
- Dziękuję. - uśmiechnęła się niepewnie. W jej oczach zabłysły kryształowe łzy. - Masz ochotę na kawę. - spytała półgłosem.
- Nie, dzięki. Spieszę się na samolot.
- Samolot?
- Długa historia.
El przytaknęła ruchem głowy. Stały jeszcze chwilę nic nie mówiąc wpatrzone w czubki własnych butów, po czym rozeszły się w swoje strony.
Bagno 84***; Bellariva, Rimini; Włochy
Perrie minęła porozstawiane w równych rzędach niebieskie leżaki. Szła boso po białych płytkach ułożonych na gorącym piasku. Wiatr rozwiewał na wszystkie strony jej włosy, a słońce niemiłosiernie raziło w oczy. Ona jednak niezwierzając na nieprzyjemne warunki i gapiących się nań ludzi szła przed siebie. Od dawna kołysał ją szum morskiej wody, a pojedyncze fale wyłaniały się zza błękitnych parasolów. Dotarła do końca ścieżki. Tutaj piasek był mokry, a gdzie nie gdzie morze wyrzuciło na brzeg granatowe i białe muszelki. Widok, jak na zdjęciach, których po internecie krążą tysiące. Śliczna blondynka stojąca w morzu w zwiewnej kremowo brązowej sukience. Tylko, że okoliczności są zupełne inne.
- Tu jesteś. - usłyszała za sobą znajomy głos. Spuściła głowę nie odwracając się. Śledził ją? Wpatrywała się w swoje stopy pieszczone zimnymi falami i rozsuwającym się pod ich wpływem piaskiem. - Martwiłem się o ciebie. - prychnęła. - Wyjdziesz, czy mam po ciebie iść? Per, słyszysz mnie. - pojedyncze krople dotarły do jej skóry. Przeszedł ją dreszcz, a potem chwycił dziewczynę za nadgarstek i wyprowadził na brzeg. Nie stawiała się. Wiedziała, że nie ma to najmniejszego sensu. Po wszystkim tym co wydarzyło się tu przez ostatnie dwa tygodnie. Kłótnie, awantury, ucieczki, rękoczyny, g... Dała się poprowadzić za nim przez całą plażę, aż wyszli na deptak.
- Chciałam ostatni raz zobaczyć morze, wejść do wody... - zaczęła marzyć oparta o barierkę, gdy on podpalał papierosa. Uśmiechała się pod nosem, bo zza niebieskich parasolów wyłaniały się jeszcze fale. Chłopak stanął obok niej.
- Perrie? - spytał. Odwróciła głowę w jego stronę, a kłęby dymu otuliły jej twarz. Nienawidziła, gdy tak robił. Jednym sprawnym ruchem wyrwała mu papierosa z ręki i cisnęła przed siebie.
- Co zrobiłaś?! - krzyknął wściekły. Na dłoniach pojawiły się wszystkie żyły, zauważyła to. Była gotowa, na kolejną kłótnie, cios...
- Uderzysz mnie przy ludziach? - w jej głosie dało się wyraźnie wyczuć ironię tej wypowiedzi. Rzuciła mu zadowolone spojrzenie i odeszła. Szkoda tylko, że Zayn nie mógł zobaczyć, jaki ból jej sprawia. Jak boli ją każde jego słowo, jak płacze idąc do hotelu...
Maple Street 4; Londyn
Dam jej te pieniądze. Potrzebuje ich bardziej ode mnie. Od nas... Bo wiesz, w końcu oni kiedyś byli naszymi przyjaciółmi, prawda? A co jeśli to my mielibyśmy problemy? Byłbyś w stanie spojrzeć Louis'owi w oczy? Po tym wszystkim co mu powiedziałeś? Jak wyszedłeś trzaskając drzwiami i paląc za sobą wszystkie mosty? Eleanor przepłynęła rzekę wpław, aby mu pomóc. To było dla niej bardzo trudne, dlatego jej pomagam. Z resztą ta wasza kłótnia chyba mnie nie dotyczy, tak?
Harry zamknął zeszyt po ostatnim wpisie i schował go z powrotem między jej ubrania. Stanął przed lustrem i wpatrywał się w swoje odbicie. Zostawiła walizkę na widoku, nie chciała się z tym ukryć... Ale miał wrócić dopiero wieczorem. Nie zauważyła porozrzucanych w przedpokoju butów i jego kurtki? Leci do Katherine?
* Nie wiem, czy taki istnieje
** Nie wiem, czy taki istnieje
*** Plaża numer 84
Korzystając z ciszy, jaka ogarnęła mój dom dobrałam się do komputera. Widok za oknem i smętne piosenki to mój przepis na wenę. Dziękujmy pogodzie, że wreszcie raczyła się popsuć i zmusić mnie, abym mogła zasiąść do opowiadania. Jest szósty!
Mam nadzieję, że wszystko jest w miarę rozumne. Mojego toku myślenia mało kto zrozumie, ale są i tacy, którzy nadążają. Rozwijam wątek o Niall'u. Bądźcie pewni, że coś się wydarzy! Jak zawsze maglujemy Joy i Harry'ego, a teraz także i El z Lou. Nad Liam'em muszę pomyśleć. Bo kurcze, on taki święty to znowu być nie może, prawda?
Dla Dominiki i Agnieszki *klik*. Jesteście na tym świecie, macie bloga, świetnie piszecie. Chwała i uwielbienie Wam za to! Dedykuję Wam rozdział, bo w przerwie czytałam wasze imaginy i rozczuliłam się totalnie. Musiałam potem chodzić po chusteczki...
Wywody nad wielką, dmuchaną piłką i białej kartce *klik*
Nowe opowiadanie *klik*
St. Patrick Park**; Londyn
Joy przemierzała kolejne parkowe alejki. Pod butami trzaskała opadnięte gałązki i mokre od jesiennego deszczu liście. Wokół unosiło się wilgotne powietrze, które tak lubiła. Często wychodziła na spacery, aby nawdychać się tego narkotyku. Twierdziła, że był to ostatni oddech świeżości przed spotkaniem z rzeczywistością. Dzisiaj jednak cel był inny. Za rozłożystą wierzbą skręciła w prawo. Minęła ustawiony obok pomnik Świętego Partyka i znalazła się na rozstaju, gdzie czekała na nią Eleanor. Dziewczęta spotkały się wzrokiem. Jedna przepełniona smutkiem i wdzięcznością, druga współczuciem i strachem. Tylko która była która?
- Trzymaj. - powiedziała Joyce i podała Eleanor kopertę. Ta wrzuciła ją do torebki.
- Dziękuję. - uśmiechnęła się niepewnie. W jej oczach zabłysły kryształowe łzy. - Masz ochotę na kawę. - spytała półgłosem.
- Nie, dzięki. Spieszę się na samolot.
- Samolot?
- Długa historia.
El przytaknęła ruchem głowy. Stały jeszcze chwilę nic nie mówiąc wpatrzone w czubki własnych butów, po czym rozeszły się w swoje strony.
Bagno 84***; Bellariva, Rimini; Włochy
Perrie minęła porozstawiane w równych rzędach niebieskie leżaki. Szła boso po białych płytkach ułożonych na gorącym piasku. Wiatr rozwiewał na wszystkie strony jej włosy, a słońce niemiłosiernie raziło w oczy. Ona jednak niezwierzając na nieprzyjemne warunki i gapiących się nań ludzi szła przed siebie. Od dawna kołysał ją szum morskiej wody, a pojedyncze fale wyłaniały się zza błękitnych parasolów. Dotarła do końca ścieżki. Tutaj piasek był mokry, a gdzie nie gdzie morze wyrzuciło na brzeg granatowe i białe muszelki. Widok, jak na zdjęciach, których po internecie krążą tysiące. Śliczna blondynka stojąca w morzu w zwiewnej kremowo brązowej sukience. Tylko, że okoliczności są zupełne inne.
- Tu jesteś. - usłyszała za sobą znajomy głos. Spuściła głowę nie odwracając się. Śledził ją? Wpatrywała się w swoje stopy pieszczone zimnymi falami i rozsuwającym się pod ich wpływem piaskiem. - Martwiłem się o ciebie. - prychnęła. - Wyjdziesz, czy mam po ciebie iść? Per, słyszysz mnie. - pojedyncze krople dotarły do jej skóry. Przeszedł ją dreszcz, a potem chwycił dziewczynę za nadgarstek i wyprowadził na brzeg. Nie stawiała się. Wiedziała, że nie ma to najmniejszego sensu. Po wszystkim tym co wydarzyło się tu przez ostatnie dwa tygodnie. Kłótnie, awantury, ucieczki, rękoczyny, g... Dała się poprowadzić za nim przez całą plażę, aż wyszli na deptak.
- Chciałam ostatni raz zobaczyć morze, wejść do wody... - zaczęła marzyć oparta o barierkę, gdy on podpalał papierosa. Uśmiechała się pod nosem, bo zza niebieskich parasolów wyłaniały się jeszcze fale. Chłopak stanął obok niej.
- Perrie? - spytał. Odwróciła głowę w jego stronę, a kłęby dymu otuliły jej twarz. Nienawidziła, gdy tak robił. Jednym sprawnym ruchem wyrwała mu papierosa z ręki i cisnęła przed siebie.
- Co zrobiłaś?! - krzyknął wściekły. Na dłoniach pojawiły się wszystkie żyły, zauważyła to. Była gotowa, na kolejną kłótnie, cios...
- Uderzysz mnie przy ludziach? - w jej głosie dało się wyraźnie wyczuć ironię tej wypowiedzi. Rzuciła mu zadowolone spojrzenie i odeszła. Szkoda tylko, że Zayn nie mógł zobaczyć, jaki ból jej sprawia. Jak boli ją każde jego słowo, jak płacze idąc do hotelu...
Maple Street 4; Londyn
Dam jej te pieniądze. Potrzebuje ich bardziej ode mnie. Od nas... Bo wiesz, w końcu oni kiedyś byli naszymi przyjaciółmi, prawda? A co jeśli to my mielibyśmy problemy? Byłbyś w stanie spojrzeć Louis'owi w oczy? Po tym wszystkim co mu powiedziałeś? Jak wyszedłeś trzaskając drzwiami i paląc za sobą wszystkie mosty? Eleanor przepłynęła rzekę wpław, aby mu pomóc. To było dla niej bardzo trudne, dlatego jej pomagam. Z resztą ta wasza kłótnia chyba mnie nie dotyczy, tak?
Harry zamknął zeszyt po ostatnim wpisie i schował go z powrotem między jej ubrania. Stanął przed lustrem i wpatrywał się w swoje odbicie. Zostawiła walizkę na widoku, nie chciała się z tym ukryć... Ale miał wrócić dopiero wieczorem. Nie zauważyła porozrzucanych w przedpokoju butów i jego kurtki? Leci do Katherine?
* Nie wiem, czy taki istnieje
** Nie wiem, czy taki istnieje
*** Plaża numer 84
Korzystając z ciszy, jaka ogarnęła mój dom dobrałam się do komputera. Widok za oknem i smętne piosenki to mój przepis na wenę. Dziękujmy pogodzie, że wreszcie raczyła się popsuć i zmusić mnie, abym mogła zasiąść do opowiadania. Jest szósty!
Mam nadzieję, że wszystko jest w miarę rozumne. Mojego toku myślenia mało kto zrozumie, ale są i tacy, którzy nadążają. Rozwijam wątek o Niall'u. Bądźcie pewni, że coś się wydarzy! Jak zawsze maglujemy Joy i Harry'ego, a teraz także i El z Lou. Nad Liam'em muszę pomyśleć. Bo kurcze, on taki święty to znowu być nie może, prawda?
Dla Dominiki i Agnieszki *klik*. Jesteście na tym świecie, macie bloga, świetnie piszecie. Chwała i uwielbienie Wam za to! Dedykuję Wam rozdział, bo w przerwie czytałam wasze imaginy i rozczuliłam się totalnie. Musiałam potem chodzić po chusteczki...
Wywody nad wielką, dmuchaną piłką i białej kartce *klik*
Nowe opowiadanie *klik*
O mamusiu ... Płaczę, autentycznie. Po pierwsze rozdział fenomenalny, jesteś po prostu idealna pod każdym względem. Po drugie nie spodziewałabym się dedykacji i "reklamy". W imieniu swoim i Agi jesteśmy bardzo wdzięczne, że czytasz nasze imaginy i że ... po prostu jesteś ♥
OdpowiedzUsuń~Dominika
Ten rozdział jest niesamowity!! Piękny, cudowny. Nie mogę się doczekać co dalej się wydarzy. :)
OdpowiedzUsuńNa blogu:
OdpowiedzUsuńhttp://zwiastun-raju.blogspot.com
pojawiła się recenzja Twojego bloga :)
Serdecznie zapraszam :D
P.S. Świetny blog <3
Rozdział jest fenomenalny :) Uwielbiam twój tok myślenia bo piszesz naprawdę cudownie, realistycznie i inaczej niż inni. Podziwiam Cię za to.
OdpowiedzUsuńCzekam na następny kochana ;*
Pozdrawiam !
Cholera, ile w tym emocji. Dałam się za bardzo ponieść i nie mogę się otrząsnąć! Skubana, masz talent. ;P Czekam na kolejny rozdział. ;]
OdpowiedzUsuńxx
Super FANTASTYCZNY ROZDZIAŁ!
OdpowiedzUsuńNie wiem gdzie mogłabym odpisać na Twój komentarz, który pozostawiłaś na too-afraid-to, bo nie wchodzilaś ostatnio na twittera, więc piszę to tu. Dziękuję za cudowny komentarz. Tak, planuję napisać drugą część too-afraid-to. Zacznę ją publikować, gdy napiszę chociaż połowę historii. Niezwłocznie Cię o tym poinformuję.
OdpowiedzUsuń